poniedziałek, 17 listopada 2014

8. Poskromić złośnicę

  To był już czwartek. Umówiłam się z siostrą na kawę. W przyszłym tygodniu miała już wracać do pracy w klubie. W biurze 'Dziewczyna z Gipsem' także może być przydatna. Nie wykonuje jakichś fizycznych prac, nie przenosi pudeł, opon czy nie wycina lasów, więc to nie problem by wróciła.  
 Przeglądałyśmy nowe katalogi z markowych sklepów, planując wielki wypad na zakupy. 
 Obok naszego stolika, siedziała sobie kobieta po trzydziestce, ubrana niczym Cruella De Mon, z wielkim kapeluszem, a na wieszaku niedaleko wisiało futro w takim samym odcieniu. Po chwili młody kelner przyniósł jej filiżankę, coś jej powiedział po czym ona zaczęła robić awanturę na cały lokal, że kawa miała być na mleku sojowym, a nie zwykłej śmietance. Zakłopotany chłopak chciał zabrać filiżankę z powrotem, a tamta dalej wymachiwała rękami. No i tak sobie wymachała, że kawa wylała się na jej idealną i pewnie drogą, beżową sukienkę. I tak zrzuciła wszystko na biednego kelnera. Odwróciłyśmy głowę w drugą stronę i zaczęłyśmy się śmiać, zakrywając buzię dłonią. Gdy tamta wystrzeliła z lokalu, już wszyscy zaczęli się śmiać. Nie, nie z kelnera, a z damulki. 
   - A właśnie - nagle wyszczerzyła się Sel. - W przyszłym tygodniu Lucas też przyleci tutaj, bo stwierdził, że i tak już bardzo tęskni i polecimy sobie na plażę w Barcelonie. Fajnie, nie? - cieszyła się. 
   - Ciekawie - skinęłam głową i upiłam łyk kawy. 
   - Hej, a może pojedziesz z nami? I tak pewnie będziesz siedzieć sam na sam z jakąś książką - przewróciła oczami. 
   - Nie, to raczej nie jest dobry pomysł - uśmiechnęłam się do niej lekko. Jakoś wizja weekendu, widząc jak się miziają mnie nie satysfakcjonują. 
   - Czemu?
   - Nie chcę wam przeszkadzać, Sel - uśmiechnęłam się lekko i spojrzałam na ekran swojego telefonu, gdzie widniała godzina razem z dzisiejszą datą. - To już jutro. - mruknęłam. 
   - Roxi, przestań. Nie możesz co roku zamykać się w pokoju i płakać - spojrzała na mnie.
   - Ja nie płaczę! Zapycham się lodami i ciastkami, oglądam głupie komedie romantyczne i nic innego mnie nie interesuje - pokręciłam głową. - I... - zacięłam się. - Cholera, jutro piątek! 
   - No i co? - zmarszczyła brwi.
   - Zgodziłam się na spotkanie z tym głupkiem! - machnęłam ręką. - Odwołam. 
   - Ale z kim? I dlaczego chcesz odwołać?! Powinnaś iść, chociaż nie mam pojęcia o kim mówisz!
   - Wkurzający, wredny, za dużo mówi! Nie kojarzysz to z nikim?!
   - Masz randkę z Villą? - uśmiechnęła się szeroko i poruszyła śmiesznie brwiami.
   - Żadna randka! - zmierzyłam ją wzrokiem. - Miało być jedno spotkanie, ale okażę się tą wredną i odwołam! Żaden problem!           
   - Roxane! - zmierzyła mnie wzrokiem. - Nie rób tego! 
   - Ale ja nie chcę się z nim spotykać - jęknęłam. - On działa mi na nerwy! 
   - I dlatego zgodziłaś się na spotkanie? 
   - No nie, chciałam żeby dał mi spokój - przewróciłam oczami. - Jak się okazało, wypada to w trzecią rocznicę mojego niedoszłego ślubu, więc nic z tego! 
   - Dlaczego ty jesteś taka uparta?! - jęknęła Sel.
   - Taka już jestem, po prostu - mruknęłam. 
   - Taka jestem - przedrzeźniała mnie. - Przesadzasz i tyle - zauważyła. Wtedy jej telefon, który leżał na blacie stolika zaświecił się, a ona od razu go dorwała. SMS. Pewnie od Lucasa, bo zaczęła się szczerzyć do tego ekraniku i od razu wystukiwać odpowiedź. - Uwielbiam go! Jest taki słodki!
   - To widać - uśmiechnęłam się lekko. - On ciebie też uwielbia. Jak się na ciebie patrzy... - wymusiłam uśmiech. No przecież jej nie powiem, że wydaje mi się okropny!
   - A Villa na ciebie? - wyszczerzyła się. 
   - Ej! Odwal się! - machnęłam ręką.
   - Co odwal? - oburzyła się. - Widziałam to na swoich urodzinach i wcześniej na zakupach. Tylko mnie zastanawiało o jakiej to kobiecie mówi!
   - To jego córka - zaśmiałam się cicho. - Uwierz, że też byłam zdziwiona - dodałam, widząc jej minę.
   - Więc jeżeli córka, więc dlaczego nie pójdziesz z nim? Może nie będzie taki wredny! A jeżeli będzie... Nagraj, to się z was pośmieje! 
   - To wcale nie jest zabawne! Ja nigdzie nie idę i koniec dyskusji na ten temat!
   - Tak, lepiej siedź i zamulaj - machnęła ręką. - Idziemy gdzieś? - podparła głowę na łokciu. 
   - A gdzie? - zapytałam, spoglądaj na nią. - Masz jakiś pomysł?
   - Zakupy, spacer, cokolwiek - uśmiechnęła się. 
   - Pewnie - odparłam i wstałam z krzesła, sięgając do torebki po pieniądze. Położyłam banknot przy rachunku i obie wyszłyśmy. Postawiłyśmy na te zakupy, więc wsiadłyśmy do mojego samochodu. Do Villi napiszę wieczorem, że mi coś nagle wypadło... Albo jutro! To byłoby bardziej wiarygodne.     
  Skończyliśmy trening i udaliśmy się wszyscy do szatni. Tam od razu wziąłem prysznic i wróciłem do głównego pomieszczenia z ręcznikiem, obwiązanym na biodrach. Sięgnąłem do szafki po swój telefon i zobaczyłem na nim jedną wiadomość. Nadawcą była Roxi, więc się ucieszyłem. Otworzyłem pośpiesznie ją i przeczytałem. Nie mogła się dziś jednak spotkać, bo podobno wypadło jej coś bardzo ważnego. Po tym, od razu zepsuł mi się humor. Odrzuciłem telefon, kręcąc głową i wziąłem drugi ręcznik, by wytrzeć włosy. 
   - A ty co się tak rzucasz? - zdziwił się Koke, który stał niedaleko mnie.         
   - Kobiety - mruknąłem tylko.
   - Była zalazła za skórę czy jakaś nowa dała kosza? - zaśmiał się. 
   - Miałem się z jedną spotkać, ale oczywiście znalazła sobie wymówkę. Dlaczego mnie to nie dziwi?   
   - Następna siedzi w domu i nie ma zamiaru wychodzić - wypalił, śmiejąc się pod nosem. 
   - Następna? Kogo masz na myśli? - zmarszczyłem brwi. Skoro znał się z Roxi, to może i coś wiedział dlaczego nagle wypadło jej coś ważnego.  
   - Roxane. - odparł od razu. - Siedzi tam pewnie w swoim pokoju od rana i nie wyjdzie dopiero jutro. 
   - Dlaczego tak? - zadałem kolejne pytanie.
   - No, bo... - zaciął się. - Dobra, nie jestem paplą! 
   - Gadaj! Bo to ona właśnie mnie wykiwała - poinformowałem go.
   - Serio?! - otworzył szeroko oczy. - A myślałem, że omija cię szerokim łukiem - wyszczerzył się.  
   - Powiedzmy, że trochę to uległo zmianie - mruknąłem tajemniczo. - Ale nadal nie powiedziałeś mi dlaczego nie wychodzi dziś z domu.
   - Bo to przez tego kretyna, jej byłego - przewrócił oczami.
   - I tak nie rozumiem - machnąłem ręką i zabrałem się z ubieranie. - Myślisz, że są jakieś szanse, abym wyciągnął ją z domu?
   - Jeżeli potrafisz czynić cuda to tak. - skinął głową. - Przydała by się jej jakaś rozrywka, a przynajmniej coś, co odwiedzie ją od wspominania.
   - Powinienem dać sobie z tym radę - uśmiechnąłem się pod nosem.
   - Jedź do niej - wyszczerzył się Koke. - Prezes jest w biurze, więc o tej porze jest sama w domu. Siedzi w swoim pokoju w piżamie i na dodatek pewnie zabarykadowała się krzesłem - recytował z pamięci. - Ja zazwyczaj dawałem sobie z tym radę, więc to nie problem.
   - To chyba jakaś poważna sprawa z tym jej byłym, co? - zapytałem, wiążąc buta.
   - Udusiłaby mnie chyba, gdybym się teraz wygadał. - pakował swoje rzeczy do torby, a wtedy Juanfran spojrzał trochę dziwnie. Czyli mam rozumieć, że niektórzy tu wiedzieli o co chodzi?
   - Sam postaram się dowiedzieć o co chodzi - powiedziałem i spakowałem swoje rzeczy do torby.
   - Powodzenia - westchnął i pokręcił głową.
   - Dzięki! Na razie wszystkim - odparłem i skierowałem się do wyjścia. Muszę przyznać, że ta cała sprawa z Roxi jest tak cholernie interesująca, że muszą ją wyciągnąć z tego przeklętego pokoju!
Wyszedłem na parking i wsiadłem do samochodu. Skierowałem się do domu, a po drodze ciągle myślałem o dziewczynie. A praktycznie to o tym, jak ją wyciągnąć z pokoju. Wróciłem do domu, torbę rzuciłem w kąt i postanowiłem się przebrać. Było tu trochę pusto i cicho, bo Zaida pojechała na weekend do Patricii. Przebrałem jeansy, T-shirt i wziąłem jasną marynarkę z łatami na łokciach. Z Roxane niby byłem umówiony na wieczór, ale teraz to ja jej zrobię na złość i sprawię jej niespodziankę.
  Ponownie wsiadłem w samochód i ruszyłem pod dom prezesa. Całe szczęście, że znałem adres. Pojechałem i ujrzałem ogromny dom, w którym mogłoby mieszkać ze dwie rodziny. Wyszedłem z samochodu i podszedłem do drzwi. Po chwili zadzwoniłem na mały dzwonek i czekałem.
Stałem tam chwilę, ale nikt nie otwierał. Niepewnie nacisnąłem na klamkę, a drzwi puściły. Zastanawiałem się wejść czy nie... Jednak się zdecydowałem i przekroczyłem próg.
   - Halo? - zawołałem niepewnie, ale nikt mi nie odpowiadał. Skierowałem się od razu po schodach na górę. Na piętrze było mnóstwo drzwi, więc mam szukać i zaglądać do każdego pomieszczenia? Wsłuchałem się i z końca korytarza usłyszałem dźwięki z telewizora.
Podszedłem tam niepewnie i przyłożyłem głowę do drzwi. Było słuchać jakieś głosy z telewizora, więc ktoś musiał być w środku. Zapukałem, ale nikt mi nie otwarł, więc zapukałem jeszcze raz, głośniej. Znów nikt nie otwarł, ale ściszył TV.
   - Roxane, wiem, że tam jesteś - powiedziałem głośno.
   - Nie ma mnie! - usłyszałem głośny, ale i troszeczkę zaskoczony głos, co wywołało u mnie lekki uśmiech.
   - Przecież słyszę - zaśmiałam się cicho.
   - To tylko złudzenie, Villa! - krzyknęła, a ja nacisnąłem na klamkę. Faktycznie, drzwi były czymś zablokowane, więc pchnąłem mocniej. I udało się! Wszedłem do pokoju, w którym było ciemne, bo rolety były zasłonięte. Jedynie telewizor dawał trochę światło i zauważyłem siedzącą Roxi na fotelu z popcornem i lodami.
   - Nie wiedziałem, że filmy i lody są ważniejsze ode mnie - zaśmiałem się.
   - Villa, wyjazd! - patrzyła na mnie zła.
   - Ej, ale nie złość się tak! Możemy obejrzeć film razem - puściłem jej oczko.
   - Jakbym chciała obejrzeć z tobą film, to dałabym ci znać! - oburzyła się.
   - Dobra, ale teraz tak na serio - spojrzałem na nią. - Dlaczego siedzisz tutaj zamknięta?
   - Bo mam powód i taki zwyczaj - przewróciła oczami.
   - Jaki to powód?
   - Jesteś za bardzo ciekawski!
   - Wszyscy wiedzą, tylko nie ja! - oburzyłem się. - Skoro już tutaj jestem, to możesz mi chyba powiedzieć, co?
   - Wkurzający jesteś! - wstała i odrzuciła na bok poduszkę, którą ściskała. - Gdyby nie moja pieprzona przyjaciółeczka i facet, od trzech lat byłabym szczęśliwą mężatką! Zadowolony?! - krzyczała, patrząc na mnie.
   - To znaczy, że nie doszło do ślubu? - zapytałem głupio, a ona skinęła głową. Cholera, poczułem się jak idiota. To rzeczywiście była poważna sprawa.
   - I teraz już wiesz o co chodzi, więc uszanuj to i mnie zostaw! - powiedziała, a ja spojrzałem na nią.
   - Nie - odpowiedziałem po prostu.
   - Ty nie rozumiesz?! Ja chcę zostać sama! - jęknęła głośno.
   - Nie, nie rozumiem - pokręciłem głową. - Sama się ubierzesz i gdzieś wyjdziemy czy mam ci pomóc? - zapytałem i podszedłem do jej szafy, otwierając drzwiczki.
   - Nie grzeb w moich rzeczach! - wydarła się i podeszła do mnie. Zamknęła szybko szafę i oparła się o nią. - Nigdzie nie idę.
   - Wręcz przeciwnie - zaśmiałem się. - Sama tu nie zostaniesz, na pewno!
   - A co cię to w ogóle obchodzi? Spadaj stąd i daj mi spokój!
   - Im bardziej się wkurzasz, tym dajesz mi więcej powodów żeby tu zostać.
   - Skoro tak, to sobie tu siedź, a ja pójdę do innego pokoju - westchnęła i skierowała się w stronę drzwi.
   - Roxi, ale nie ma mowy! - złapałem ją za rękę i przyciągnąłem z powrotem. - Nie zostaniesz tu i tak, więc na razie proszę po dobroci, żebyś przygotowała się do wyjścia.
   - Ale ja nie mam zamiaru nigdzie wychodzić. I nie obchodzą mnie twoje pogróżki - warknęła zła.
   - Ale mnie to wcale nie obchodzi - prychnąłem i wyłączyłem jej telewizor.
   - Nienawidzę cię, Villa - syknęła w moją stronę i ponownie otwarła szafę. - Mam nadzieje, że później się ode mnie odwalisz - dodała po chwili.
   - I to mi się podoba! - wyszczerzyłem się. - Zaczekam na dole, a i nie uciekaj przez okno, bo i tak cię znajdę - puściłem do niej oczko. Usłyszałem jeszcze jej głośne prychnięcie i opuściłem jej pokój. Skierowałem się na dół, do salonu i rozsiadłem wygodnie na kanapie. Poczekałem jakieś piętnaście minut, kiedy usłyszałem stukot obcasów o drewniane schody. Spojrzałem w tamtym kierunku i zobaczyłem Roxi, która miała na sobie białą bluzkę, jeansy i szpilki, a w dłoni trzymała małą torebkę. Włosy miała rozpuszczone, więc jej fale opadały na ramiona.
   - Ja właściwie to nie wiem co robię! - syknęła.
   - Wychodzisz ze mną - wstałem, szczerząc się do niej.
   - Niby gdzie?! Lepiej by mi było przed moim telewizorem i zapasem niezdrowej żywności na cały dzień i wieczór!
   - Przestań gadać, to zobaczysz - mruknąłem tajemniczo i pociągnąłem ją w stronę wyjścia. - Dziś się dobrze bawimy - dodałem z uśmiechem, a ona przewróciła oczami.
   - Poczekaj, muszę zamknąć dom - mruknęła, a ja grzecznie stanąłem obok i grzecznie zaczekałem.
   - Mam randkę z córką prezesa. Ale jaja - wyszczerzyłem się.
   - Jeszcze raz usłyszę słowo 'randka', a obiecuję, że ci się dostanie! - wrzuciła pęczek kluczy do torebki.
   - Dobra, już się tak nie wściekaj!
   - Przy tobie, nie potrafię się nie wściekać!
   - Czuje się zaszczycony - odparłem dumnie i podałem jej dłoń, którą niechętnie złapała.
   - Ale potem odwozisz mnie do domu i odpuszczasz! - dorzuciła z wyrzutem, a ja otworzyłem jej drzwi od strony pasażera.
   - Ależ oczywiście! Tak, jak się umawialiśmy - uśmiechnąłem się szeroko.
   - Nie wiem czemu, ale moja intuicja mi mówi, że trudno mi będzie w to uwierzyć - westchnęła i wsiadła. 
   - Bardzo mnie to cieszy - odparłem i zamknąłem drzwi. Obszedłem samochód i usiadłem na miejscu kierowcy.
   - To w końcu gdzie jedziemy? - spojrzała na mnie i zapięła pasy. 
   - Zobaczysz - powiedziałem tajemniczo i odpaliłem samochód. 
   - Nie wiem czy zauważyłeś, ale nie za bardzo przepadam za takimi niespodziankami - przewróciła oczami.
   - Więc je polubisz, nie masz wyjścia - zaśmiałem się. 
   - Jak ty mnie wkurzasz, Villa - odparła.
   - A może lubię to robić? Moje nowe hobby! 
   - Skup się lepiej na piłce, bo chyba nie za dobrze ci idzie, co? - powiedziała uszczypliwie.            
   - Wręcz przeciwnie. Jestem zadowolony. Wracam do formy - zaśmiałem się i niedługo później zaparkowałem pod jedną z restauracji. - Jest pora obiadowa, więc zapraszam na razie na obiad.  
   - Ależ ty pomysłowy - przewróciła oczami i wyszła z samochodu.
   - O nic się nie martw - uśmiechnąłem się i zamknąłem samochód. - Szybko cię nie oddam, więc później cię gdzieś jeszcze zabieram!
   - Ta, już nie mogę się doczekać - mruknęła cicho pod nosem, ale i tak zdołałem to usłyszeć.
   - Głowa do góry i spójrz na świat pozytywnie, włącznie ze mną - zaśmiałem się. - Dziś dobrze się bawimy i nie myślimy o niczym innym. - dodałem, przepuszczając ją w drzwiach do lokalu. 
   - Gdybym mogła to najchętniej uderzyłabym cię w ten głupi łeb!
   - Jeżeli to wywoła dziś uśmiech na twojej twarzy, to może to zrobić nawet i dwa razy, ale jak wyjdziemy stąd. Jakoś nie potrzebuję większego rozgłosu - pokazałem jej język i odsunąłem krzesło, przy wolnym stoliku. 
   - A mógłbyś się po prostu przymknąć? - jęknęła i wzięła do ręki kartę menu. - Mam dosyć słuchania twojej paplaniny.
   - Okej - szepnąłem. - Na razie się zamykam! - spojrzałem w drugą kartę, niby, bo tak naprawdę spoglądałem powyżej na twarz mojej towarzyszki. To będzie długie popołudnie, na pewno zabawne!

***
David, don't stop! -----> [klik]
  
Taka słodycz! 

5 komentarzy:

  1. Bardzo podobał mi się ten rozdział :) Czekam na kolejny!

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiesz, rozdział świetny i w ogóle, ale zdjęcie Davida i synka wygrywa wszystko ♥♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Me gusta :***
    David jak ja cię kocham :**
    Ciekawe czy uda się poskromić Roxie :)
    Może buzi pomoże?
    Czekam na więcej :)

    OdpowiedzUsuń
  4. No no, ale się dzieje xD, ciekawe jak ta "randka" się zakończy xD pisz szybko kolejny ja czekam i czekam na więcej scen z nimi w roli głównej xD
    pozdro ;)

    ~ Angi

    OdpowiedzUsuń