To był już czwartek. Umówiłam
się z siostrą na kawę. W przyszłym tygodniu miała już wracać
do pracy w klubie. W biurze 'Dziewczyna z Gipsem' także może być
przydatna. Nie wykonuje jakichś fizycznych prac, nie przenosi pudeł,
opon czy nie wycina lasów, więc to nie problem by wróciła.
Przeglądałyśmy nowe katalogi z
markowych sklepów, planując wielki wypad na zakupy.
Obok naszego stolika, siedziała
sobie kobieta po trzydziestce, ubrana niczym Cruella De Mon, z
wielkim kapeluszem, a na wieszaku niedaleko wisiało futro w takim
samym odcieniu. Po chwili młody kelner przyniósł jej filiżankę,
coś jej powiedział po czym ona zaczęła robić awanturę na cały
lokal, że kawa miała być na mleku sojowym, a nie zwykłej
śmietance. Zakłopotany chłopak chciał zabrać filiżankę z
powrotem, a tamta dalej wymachiwała rękami. No i tak sobie
wymachała, że kawa wylała się na jej idealną i pewnie drogą,
beżową sukienkę. I tak zrzuciła wszystko na biednego kelnera.
Odwróciłyśmy głowę w drugą stronę i zaczęłyśmy się śmiać,
zakrywając buzię dłonią. Gdy tamta wystrzeliła z lokalu, już
wszyscy zaczęli się śmiać. Nie, nie z kelnera, a z damulki.
- A właśnie - nagle
wyszczerzyła się Sel. - W przyszłym tygodniu Lucas też przyleci
tutaj, bo stwierdził, że i tak już bardzo tęskni i polecimy sobie
na plażę w Barcelonie. Fajnie, nie? - cieszyła się.
- Ciekawie - skinęłam
głową i upiłam łyk kawy.
- Hej, a może pojedziesz
z nami? I tak pewnie będziesz siedzieć sam na sam z jakąś książką
- przewróciła oczami.
- Nie, to raczej nie jest
dobry pomysł - uśmiechnęłam się do niej lekko. Jakoś wizja
weekendu, widząc jak się miziają mnie nie satysfakcjonują.
- Czemu?
- Nie chcę wam przeszkadzać, Sel -
uśmiechnęłam się lekko i spojrzałam na ekran swojego telefonu,
gdzie widniała godzina razem z dzisiejszą datą. - To już jutro. -
mruknęłam.
- Roxi, przestań. Nie możesz co roku
zamykać się w pokoju i płakać - spojrzała na mnie.
- Ja nie płaczę! Zapycham się lodami
i ciastkami, oglądam głupie komedie romantyczne i nic innego mnie
nie interesuje - pokręciłam głową. - I... - zacięłam się. -
Cholera, jutro piątek!
- No i co? - zmarszczyła brwi.
- Zgodziłam się na spotkanie z tym
głupkiem! - machnęłam ręką. - Odwołam.
- Ale z kim? I dlaczego chcesz
odwołać?! Powinnaś iść, chociaż nie mam pojęcia o kim mówisz!
- Wkurzający, wredny, za dużo mówi!
Nie kojarzysz to z nikim?!
- Masz randkę z Villą? - uśmiechnęła
się szeroko i poruszyła śmiesznie brwiami.
- Żadna randka! - zmierzyłam ją
wzrokiem. - Miało być jedno spotkanie, ale okażę się tą wredną
i odwołam! Żaden problem!
- Roxane! - zmierzyła mnie wzrokiem. -
Nie rób tego!
- Ale ja nie chcę się z nim spotykać
- jęknęłam. - On działa mi na nerwy!
- I dlatego zgodziłaś się na
spotkanie?
- No nie, chciałam żeby dał mi
spokój - przewróciłam oczami. - Jak się okazało, wypada to w
trzecią rocznicę mojego niedoszłego ślubu, więc nic z tego!
- Dlaczego ty jesteś taka uparta?! -
jęknęła Sel.
- Taka już jestem, po prostu -
mruknęłam.
- Taka jestem - przedrzeźniała mnie.
- Przesadzasz i tyle - zauważyła. Wtedy jej telefon, który leżał
na blacie stolika zaświecił się, a ona od razu go dorwała. SMS.
Pewnie od Lucasa, bo zaczęła się szczerzyć do tego ekraniku i od
razu wystukiwać odpowiedź. - Uwielbiam go! Jest taki słodki!
- To widać - uśmiechnęłam się
lekko. - On ciebie też uwielbia. Jak się na ciebie patrzy... -
wymusiłam uśmiech. No przecież jej nie powiem, że wydaje mi się
okropny!
- A Villa na ciebie? - wyszczerzyła
się.
- Ej! Odwal się! - machnęłam ręką.
- Co odwal? - oburzyła się. -
Widziałam to na swoich urodzinach i wcześniej na zakupach. Tylko
mnie zastanawiało o jakiej to kobiecie mówi!
- To jego córka - zaśmiałam się
cicho. - Uwierz, że też byłam zdziwiona - dodałam, widząc jej
minę.
- Więc jeżeli córka, więc dlaczego
nie pójdziesz z nim? Może nie będzie taki wredny! A jeżeli
będzie... Nagraj, to się z was pośmieje!
- To wcale nie jest zabawne! Ja nigdzie
nie idę i koniec dyskusji na ten temat!
- Tak, lepiej siedź i zamulaj -
machnęła ręką. - Idziemy gdzieś? - podparła głowę na łokciu.
- A gdzie? - zapytałam, spoglądaj na
nią. - Masz jakiś pomysł?
- Zakupy, spacer, cokolwiek -
uśmiechnęła się.
- Pewnie - odparłam i wstałam z
krzesła, sięgając do torebki po pieniądze. Położyłam banknot
przy rachunku i obie wyszłyśmy. Postawiłyśmy na te zakupy, więc
wsiadłyśmy do mojego samochodu. Do Villi napiszę wieczorem, że mi
coś nagle wypadło... Albo jutro! To byłoby bardziej wiarygodne.
Skończyliśmy trening i
udaliśmy się wszyscy do szatni. Tam od razu wziąłem prysznic i
wróciłem do głównego pomieszczenia z ręcznikiem, obwiązanym na
biodrach. Sięgnąłem do szafki po swój telefon i zobaczyłem na
nim jedną wiadomość. Nadawcą była Roxi, więc się ucieszyłem.
Otworzyłem pośpiesznie ją i przeczytałem. Nie mogła się dziś
jednak spotkać, bo podobno wypadło jej coś bardzo ważnego. Po
tym, od razu zepsuł mi się humor. Odrzuciłem telefon, kręcąc
głową i wziąłem drugi ręcznik, by wytrzeć włosy.
- A ty co się tak rzucasz? - zdziwił
się Koke, który stał niedaleko mnie.
- Kobiety - mruknąłem tylko.
- Była zalazła za skórę czy jakaś
nowa dała kosza? - zaśmiał się.
- Miałem się z jedną spotkać, ale
oczywiście znalazła sobie wymówkę. Dlaczego mnie to nie dziwi?
- Następna siedzi w domu i nie ma
zamiaru wychodzić - wypalił, śmiejąc się pod nosem.
- Następna? Kogo masz na myśli? -
zmarszczyłem brwi. Skoro znał się z Roxi, to może i coś wiedział
dlaczego nagle wypadło jej coś ważnego.
- Roxane. - odparł od razu. - Siedzi
tam pewnie w swoim pokoju od rana i nie wyjdzie dopiero jutro.
- Dlaczego tak? - zadałem kolejne
pytanie.
- No, bo... - zaciął się. - Dobra,
nie jestem paplą!
- Gadaj! Bo to ona właśnie mnie
wykiwała - poinformowałem go.
- Serio?! - otworzył szeroko oczy. - A
myślałem, że omija cię szerokim łukiem - wyszczerzył się.
- Powiedzmy, że trochę to uległo
zmianie - mruknąłem tajemniczo. - Ale nadal nie powiedziałeś mi
dlaczego nie wychodzi dziś z domu.
- Bo to przez tego kretyna, jej byłego
- przewrócił oczami.
- I tak nie rozumiem - machnąłem ręką
i zabrałem się z ubieranie. - Myślisz, że są jakieś szanse,
abym wyciągnął ją z domu?
- Jeżeli potrafisz czynić cuda to
tak. - skinął głową. - Przydała by się jej jakaś rozrywka, a
przynajmniej coś, co odwiedzie ją od wspominania.
- Powinienem dać sobie z tym radę -
uśmiechnąłem się pod nosem.
- Jedź do niej - wyszczerzył się
Koke. - Prezes jest w biurze, więc o tej porze jest sama w domu.
Siedzi w swoim pokoju w piżamie i na dodatek pewnie zabarykadowała
się krzesłem - recytował z pamięci. - Ja zazwyczaj dawałem sobie
z tym radę, więc to nie problem.
- To chyba jakaś poważna sprawa z tym
jej byłym, co? - zapytałem, wiążąc buta.
- Udusiłaby mnie chyba, gdybym się
teraz wygadał. - pakował swoje rzeczy do torby, a wtedy Juanfran
spojrzał trochę dziwnie. Czyli mam rozumieć, że niektórzy tu
wiedzieli o co chodzi?
- Sam postaram się dowiedzieć o co
chodzi - powiedziałem i spakowałem swoje rzeczy do torby.
- Powodzenia - westchnął i pokręcił
głową.
- Dzięki! Na razie wszystkim -
odparłem i skierowałem się do wyjścia. Muszę przyznać, że ta
cała sprawa z Roxi jest tak cholernie interesująca, że muszą ją
wyciągnąć z tego przeklętego pokoju!
Wyszedłem na parking i wsiadłem do
samochodu. Skierowałem się do domu, a po drodze ciągle myślałem
o dziewczynie. A praktycznie to o tym, jak ją wyciągnąć z pokoju.
Wróciłem do domu, torbę rzuciłem w kąt i postanowiłem się
przebrać. Było tu trochę pusto i cicho, bo Zaida pojechała na
weekend do Patricii. Przebrałem jeansy, T-shirt i wziąłem jasną
marynarkę z łatami na łokciach. Z Roxane niby byłem umówiony na
wieczór, ale teraz to ja jej zrobię na złość i sprawię jej
niespodziankę.
Ponownie wsiadłem w samochód i
ruszyłem pod dom prezesa. Całe szczęście, że znałem adres.
Pojechałem i ujrzałem ogromny dom, w którym mogłoby mieszkać ze
dwie rodziny. Wyszedłem z samochodu i podszedłem do drzwi. Po
chwili zadzwoniłem na mały dzwonek i czekałem.
Stałem tam chwilę, ale nikt nie
otwierał. Niepewnie nacisnąłem na klamkę, a drzwi puściły.
Zastanawiałem się wejść czy nie... Jednak się zdecydowałem i
przekroczyłem próg.
- Halo? - zawołałem niepewnie, ale
nikt mi nie odpowiadał. Skierowałem się od razu po schodach na
górę. Na piętrze było mnóstwo drzwi, więc mam szukać i
zaglądać do każdego pomieszczenia? Wsłuchałem się i z końca
korytarza usłyszałem dźwięki z telewizora.
Podszedłem tam niepewnie i przyłożyłem
głowę do drzwi. Było słuchać jakieś głosy z telewizora, więc
ktoś musiał być w środku. Zapukałem, ale nikt mi nie otwarł,
więc zapukałem jeszcze raz, głośniej. Znów nikt nie otwarł, ale
ściszył TV.
- Roxane, wiem, że tam jesteś -
powiedziałem głośno.
- Nie ma mnie! - usłyszałem głośny,
ale i troszeczkę zaskoczony głos, co wywołało u mnie lekki
uśmiech.
- Przecież słyszę - zaśmiałam się
cicho.
- To tylko złudzenie, Villa! -
krzyknęła, a ja nacisnąłem na klamkę. Faktycznie, drzwi były
czymś zablokowane, więc pchnąłem mocniej. I udało się! Wszedłem
do pokoju, w którym było ciemne, bo rolety były zasłonięte.
Jedynie telewizor dawał trochę światło i zauważyłem siedzącą
Roxi na fotelu z popcornem i lodami.
- Nie wiedziałem, że filmy i lody są
ważniejsze ode mnie - zaśmiałem się.
- Villa, wyjazd! - patrzyła na mnie
zła.
- Ej, ale nie złość się tak! Możemy
obejrzeć film razem - puściłem jej oczko.
- Jakbym chciała obejrzeć z tobą
film, to dałabym ci znać! - oburzyła się.
- Dobra, ale teraz tak na serio -
spojrzałem na nią. - Dlaczego siedzisz tutaj zamknięta?
- Bo mam powód i taki zwyczaj -
przewróciła oczami.
- Jaki to powód?
- Jesteś za bardzo ciekawski!
- Wszyscy wiedzą, tylko nie ja! -
oburzyłem się. - Skoro już tutaj jestem, to możesz mi chyba
powiedzieć, co?
- Wkurzający jesteś! - wstała i
odrzuciła na bok poduszkę, którą ściskała. - Gdyby nie moja
pieprzona przyjaciółeczka i facet, od trzech lat byłabym
szczęśliwą mężatką! Zadowolony?! - krzyczała, patrząc na
mnie.
- To znaczy, że nie doszło do ślubu?
- zapytałem głupio, a ona skinęła głową. Cholera, poczułem się
jak idiota. To rzeczywiście była poważna sprawa.
- I teraz już wiesz o co chodzi, więc
uszanuj to i mnie zostaw! - powiedziała, a ja spojrzałem na nią.
- Nie - odpowiedziałem po prostu.
- Ty nie rozumiesz?! Ja chcę zostać
sama! - jęknęła głośno.
- Nie, nie rozumiem - pokręciłem
głową. - Sama się ubierzesz i gdzieś wyjdziemy czy mam ci pomóc?
- zapytałem i podszedłem do jej szafy, otwierając drzwiczki.
- Nie grzeb w moich rzeczach! - wydarła
się i podeszła do mnie. Zamknęła szybko szafę i oparła się o
nią. - Nigdzie nie idę.
- Wręcz przeciwnie - zaśmiałem się.
- Sama tu nie zostaniesz, na pewno!
- A co cię to w ogóle obchodzi?
Spadaj stąd i daj mi spokój!
- Im bardziej się wkurzasz, tym dajesz
mi więcej powodów żeby tu zostać.
- Skoro tak, to sobie tu siedź, a ja
pójdę do innego pokoju - westchnęła i skierowała się w stronę
drzwi.
- Roxi, ale nie ma mowy! - złapałem
ją za rękę i przyciągnąłem z powrotem. - Nie zostaniesz tu i
tak, więc na razie proszę po dobroci, żebyś przygotowała się do
wyjścia.
- Ale ja nie mam zamiaru nigdzie
wychodzić. I nie obchodzą mnie twoje pogróżki - warknęła zła.
- Ale mnie to wcale nie obchodzi -
prychnąłem i wyłączyłem jej telewizor.
- Nienawidzę cię, Villa - syknęła w
moją stronę i ponownie otwarła szafę. - Mam nadzieje, że później
się ode mnie odwalisz - dodała po chwili.
- I to mi się podoba! - wyszczerzyłem
się. - Zaczekam na dole, a i nie uciekaj przez okno, bo i tak cię
znajdę - puściłem do niej oczko. Usłyszałem jeszcze jej głośne
prychnięcie i opuściłem jej pokój. Skierowałem się na dół, do
salonu i rozsiadłem wygodnie na kanapie. Poczekałem jakieś
piętnaście minut, kiedy usłyszałem stukot obcasów o drewniane
schody. Spojrzałem w tamtym kierunku i zobaczyłem Roxi, która
miała na sobie białą bluzkę, jeansy i szpilki, a w dłoni
trzymała małą torebkę. Włosy miała rozpuszczone, więc jej fale
opadały na ramiona.
- Ja właściwie to nie wiem co robię!
- syknęła.
- Wychodzisz ze mną - wstałem,
szczerząc się do niej.
- Niby gdzie?! Lepiej by mi było przed
moim telewizorem i zapasem niezdrowej żywności na cały dzień i
wieczór!
- Przestań gadać, to zobaczysz -
mruknąłem tajemniczo i pociągnąłem ją w stronę wyjścia. -
Dziś się dobrze bawimy - dodałem z uśmiechem, a ona przewróciła
oczami.
- Poczekaj, muszę zamknąć dom -
mruknęła, a ja grzecznie stanąłem obok i grzecznie zaczekałem.
- Mam randkę z córką prezesa. Ale
jaja - wyszczerzyłem się.
- Jeszcze raz usłyszę słowo
'randka', a obiecuję, że ci się dostanie! - wrzuciła pęczek
kluczy do torebki.
- Dobra, już się tak nie wściekaj!
- Przy tobie, nie potrafię się nie
wściekać!
- Czuje się zaszczycony - odparłem
dumnie i podałem jej dłoń, którą niechętnie złapała.
- Ale potem odwozisz mnie do domu i
odpuszczasz! - dorzuciła z wyrzutem, a ja otworzyłem jej drzwi od
strony pasażera.
- Ależ oczywiście! Tak, jak się
umawialiśmy - uśmiechnąłem się szeroko.
- Nie wiem czemu, ale moja intuicja mi
mówi, że trudno mi będzie w to uwierzyć - westchnęła i
wsiadła.
- Bardzo mnie to cieszy - odparłem i
zamknąłem drzwi. Obszedłem samochód i usiadłem na miejscu
kierowcy.
- To w końcu gdzie jedziemy? -
spojrzała na mnie i zapięła pasy.
- Zobaczysz - powiedziałem tajemniczo
i odpaliłem samochód.
- Nie wiem czy zauważyłeś, ale nie
za bardzo przepadam za takimi niespodziankami - przewróciła oczami.
- Więc je polubisz, nie masz wyjścia - zaśmiałem się.
- Więc je polubisz, nie masz wyjścia - zaśmiałem się.
- Jak ty mnie wkurzasz, Villa -
odparła.
- A może lubię to robić? Moje nowe
hobby!
- Skup się lepiej na piłce, bo chyba
nie za dobrze ci idzie, co? - powiedziała uszczypliwie.
- Wręcz przeciwnie. Jestem zadowolony.
Wracam do formy - zaśmiałem się i niedługo później zaparkowałem
pod jedną z restauracji. - Jest pora obiadowa, więc zapraszam na
razie na obiad.
- Ależ ty pomysłowy - przewróciła
oczami i wyszła z samochodu.
- O nic się nie martw - uśmiechnąłem
się i zamknąłem samochód. - Szybko cię nie oddam, więc później
cię gdzieś jeszcze zabieram!
- Ta, już nie mogę się doczekać -
mruknęła cicho pod nosem, ale i tak zdołałem to usłyszeć.
- Głowa do góry i spójrz na świat
pozytywnie, włącznie ze mną - zaśmiałem się. - Dziś dobrze się
bawimy i nie myślimy o niczym innym. - dodałem, przepuszczając ją
w drzwiach do lokalu.
- Gdybym mogła to najchętniej
uderzyłabym cię w ten głupi łeb!
- Jeżeli to wywoła dziś uśmiech na
twojej twarzy, to może to zrobić nawet i dwa razy, ale jak
wyjdziemy stąd. Jakoś nie potrzebuję większego rozgłosu -
pokazałem jej język i odsunąłem krzesło, przy wolnym stoliku.
- A mógłbyś się po prostu
przymknąć? - jęknęła i wzięła do ręki kartę menu. - Mam
dosyć słuchania twojej paplaniny.
- Okej - szepnąłem. - Na razie się
zamykam! - spojrzałem w drugą kartę, niby, bo tak naprawdę
spoglądałem powyżej na twarz mojej towarzyszki. To będzie długie
popołudnie, na pewno zabawne!
Bardzo podobał mi się ten rozdział :) Czekam na kolejny!
OdpowiedzUsuńOjej jaki kochany David :)
OdpowiedzUsuńWiesz, rozdział świetny i w ogóle, ale zdjęcie Davida i synka wygrywa wszystko ♥♥
OdpowiedzUsuńMe gusta :***
OdpowiedzUsuńDavid jak ja cię kocham :**
Ciekawe czy uda się poskromić Roxie :)
Może buzi pomoże?
Czekam na więcej :)
No no, ale się dzieje xD, ciekawe jak ta "randka" się zakończy xD pisz szybko kolejny ja czekam i czekam na więcej scen z nimi w roli głównej xD
OdpowiedzUsuńpozdro ;)
~ Angi