Minęło dwa tygodnie, a
mój upór nadal nie przeminął. Jeżeli chodzi o Villę, przez ten
czas widywałam go sporadycznie i zawsze w towarzystwie chłopaków z
klubu. Starałam się o nim nie myśleć i o tym, że mogłam zostać
matką, również, ale nadchodził czas by to w końcu sprawdzić.
Wczoraj, do południa odwiedziłam aptekę i kupiłam test, by dziś
go wykonać. To było Boże Narodzenie, więc każdy od rana mógł
sobie poleniuchować. Tak robił tata, ale nie ja... Gdy tylko się
obudziłam, wzięłam pudełeczko z szuflady szafki i weszłam do
swojej łazienki. Wykonałam wszystko zgodnie z instrukcją i
pozostało czekanie. Usiadłam na płytkach, opierając się o wannę.
Ściskałam kurczowo test w dłoni. Wbiłam wzrok w pasek ozdobnych
płytek na ścianie i myślałam, jakby to było gdybym faktycznie
była w tej ciąży. Jak ja miałabym to powiedzieć ojcu? I jak
miałabym mu w ogóle powiedzieć o Villi?! Jeżeli miałabym się
spodziewać dziecka, jakoś nie martwiłam się o to czy David kłamał
wtedy, gdy powiedział, że zająłby się nami. Coś mi
podpowiadało, że to była najszczersza prawda.
Po chwili usłyszałam
dzwonek swojego telefonu, wstałam i ruszyłam do pokoju, zabierając
go z nocnego stolika. Dzwoniła Selena. Wróciłam z telefonem i
usiadłam na swoje miejsce. Spojrzałam automatycznie na test, który
leżał na podłodze. Jedna, osamotniona, mała kreska.
- Nie jestem w ciąży -
wychrypiałam, wypuszczając powietrze z płuc, a po chwili dopiero
zorientowałam się, że odebrałam już telefon i moja siostra
musiała to usłyszeć.
- To znaczy, że nie
będzie małych Davidziątek? - zapytała ze smutkiem.
- Nie, nie będzie! -
powiedziałam. - Co tam? Dużo śniegu macie w tej Francji?
- Tak o - powiedziała. -
Za to widziałam w wiadomościach, że u was jest go jak nigdy!
- Dokładnie - zaśmiałam
się i spojrzałam przez okno. - O, znów pada!
- No to bierz Ville i
idźcie się pobawić - ciągle się śmiała.
- Ja, Villa i zabawa na
śniegu? Żartujesz?
- A dlaczego nie?!
- Bo od dwóch tygodni się
z nim nie spotykałam, a jeżeli już to w obecności chłopaków z
klubu!
- No to idź do niego i
przekaż mu szczęśliwą nowinę!
- Zrobię to, ale po
świętach. To czas, który każdy powinien spędzać z rodziną,
prawda?
- Tak, chyba tak. Masz
rację - mruknęła cicho.
- Więc on ten czas spędza
z Zaidą, ja z ojcem, a potem się dowie, że jednak nie zostanie
znów tatusiem.
- Przynajmniej ojciec nie
zostanie dziadkiem.
- Prawda - skinęłam
głową. - Wyobrażasz sobie jego reakcje, jeżeli byłabym w ciąży,
a nie byłabym mężatką i na dodatek to miałoby być dziecko
piłkarza z jego klubu?! - zaśmiałam się.
- Ja sobie tego nie
wyobrażam. Ojciec dostałby zawału i na dodatek wykastrował Ville
- również się zaśmiała.
- Niee, może nie! -
zaprotestowałam poważnie od razu.
- No tak, tego byś nie
chciała!
- Nie, no... To znaczy...
- zaczęłam się jąkać. - To jest skomplikowane! - warknęłam,
kręcąc głową.
- Tak, tak! Jesteś pewna,
że to tylko seks? - zapytała.
- Oczywiście, że tak! -
zapewniałam, ale gdzieś indziej w głowie miałam napastnika.
- Powiedziemy, że ci
wierzę - westchnęła cicho.
- I niech tak zostanie,
Sel. - mruknęłam. - Kiedy wracasz do Hiszpanii? Koke kupił sobie w
końcu mieszkanie i chce zrobić sylwestrową parapetówkę.
- No to pewnie wrócę!
Gdzie przegapiłabym takie coś?! - zaśmiała się.
- Wiesz, że czekamy tu na
ciebie. Ja, ojciec, no i Koke!
- A co u nich? - zapytała
i byłam pewna, że się uśmiechnęła.
- Tata jeszcze śpi, a
Koke jest u rodziców i też pewnie nadal sobie chrapie. W mieszkaniu
ma na razie pusto - zaśmiałam się, wstając. Wyrzuciłam pudełko
i test do plastikowego pojemnika na śmieci i wróciłam do pokoju.
- Czyli leniuchujecie -
zaśmiała się cicho.
- Prawda - skinęłam
głową i usiadłam na fotelu, który stał w kącie pokoju. - Wiesz
co, stwierdzam, że jestem głodna - powiedziałam, kładąc rękę
na swoim brzuchu, gdzie na szczęście nie ma żadnego potomka
Villi.
- Ja też! Mama krząta
się po kuchni, więc będę miała coś dobrego - mruknęła wesoło.
- Miłego dnia! Ucałuj tatę i Koke.
- Pa i Wesołych Świąt!
- uśmiechnęłam się.
- Wesołych Świąt -
dodała i się rozłączyła. Włożyłam telefon do kieszeni i
ruszyłam na dół. W domu było cicho, ale przeważnie tu tak było.
Weszłam do kuchni i zaczęłam przeglądać zawartość lodówki.
Święta minęły szybko,
ale ważne, że spędziłem je z córką i resztą rodziny w Langreo.
Do Roxane wysłałem wiadomość z życzeniami świątecznymi, a ona
tylko odpisała mi tym samym. Nie wiedziałem, że będzie się tak
długo na mnie wściekać. Jednak czekałem cierpliwie, kiedy sama
się odezwie, tak jak było ustalone.
Cassie, opiekunka mojej Zaidy
przez te święta się rozchorowała, ale na szczęście podsunęła
mi swoja znajomą, która już wcześniej zajmowała się dziećmi.
Była młodsza od Cas. Rose zajmowała się moją córką od dwóch
dni, przychodziła z dużym dekoltem i najwyraźniej chciała mi się
jakoś przypodobać, ale na starcie stwierdziłem, że jest
kategorycznie za młoda i nie w moim stylu.
Wróciłem do domu, bo musiałem
coś pozałatwiać na mieście, przywitałem się z małą i ruszyłem
do kuchni, by zrobić sobie kawę. Po jakichś pięciu minutach
rozległ się dzwonek do drzwi, chciałem pójść i otworzyć, ale
usłyszałem, że zrobiła to za mnie Rose, więc zostałem.
- Cześć, David -
usłyszałem głos Roxi i od razu wstałem.
- Hej, fajnie, że wpadłaś
- uśmiechnąłem się i podszedłem do niej, całując ją w
policzek. Oparła się o kuchenny blat.
- Nowa opiekunka? - zapytała, marszcząc czoło, wskazując na wyjście z kuchni.
- Nowa opiekunka? - zapytała, marszcząc czoło, wskazując na wyjście z kuchni.
- Jest w zastępstwie -
machnąłem ręką.
- Mniejsza o to - skinęła
głową, ale widziałem, że o czymś myśli. - Robiłam test i
jednak Zaida nie będzie miała rodzeństwa - mruknęła, patrząc na
mnie.
- Domyślam się, że
bardzo cię to cieszy - uśmiechnąłem się lekko.
- No tak jakby - kiwnęła
ironicznie. - A jak święta?
- Super. A twoje?
- Mogą być - wzruszyła
ramionami i wtedy do kuchni weszła Rosa, mierząc wzrokiem Roxi.
Podeszła do szafki, kręcąc biodrami i wzięła herbatniki dla
Zaidy. Szczerze? Chciało mi się śmiać. Odchodząc, rzuciła mi
pojedyncze spojrzenie. - A ta spódniczka to czasem nie za krótka? -
mruknęła Cerezo, gdy tamta zaniknęła w korytarzu.
- A interesuje cię to? -
zapytałem ze śmiechem.
- No nie wiem, zły
przykład daje dziecku? - wzruszyła ramionami.
- I na pewno tylko to? -
spojrzałem na nią podejrzliwie.
- A co być chciał
jeszcze, Villa?! - otworzyła szeroko oczy i spojrzała na mnie lekko
podenerwowana, a ja oparłem się o blat tuż obok niej.
- Wyglądasz jakbyś była
zazdrosna - poruszyłem śmiesznie brwiami.
- O ciebie? - zapytała i
zaśmiała się pod nosem.
- A może o Zaide?
- David, przestań -
pokręciła głową. - Po prostu nie powinna chodzić tak ubrana. W
pracy jest, prawda?
- Tak, oczywiście. Masz
całkowitą rację - odparłem, śmiejąc się.
- Ej, nie śmiej się ze
mnie! Wcale nie jestem o ciebie zazdrosna, bo nie mam powodu, żeby
być, tak? - przełknęła ślinę.
- No, a może jednak masz?
- wyszeptałem cicho, przysuwając się do niej.
- Nie mam, David -
pokręciła głową i spojrzała na mnie niepewnie.
- Stęskniłem się za
tobą - posłałem jej ciepły uśmiech.
- A ja za tobą ani trochę
- drążyła uparcie, ale widziałem po jej oczach, że kłamie.
- I dlatego do mnie
przyszłaś?
- Przyszłam, żeby
powiedzieć ci, że nie jestem w ciąży, ale jeżeli tak bardzo
chcesz żebym już wyszła, to to zrobię. - spojrzała na mnie.
- Nie, zostań. Ja nie mam
nic przeciwko.
- Ale opiekunka Zaidy
patrzyła na mnie jakby mnie miała zabić - pokręciła głową, a
ja zaśmiałem się i objąłem ją ramieniem.
- A kogo to obchodzi? -
mruknąłem w jej stronę.
- Mnie tak trochę, bo nic
jej nie zrobiłam - przewróciła oczami i delikatnie położyła
głowę na moim ramieniu.
- Mam być szczery? -
spojrzałem na nią. - Ona ci nawet do pięt nie dorasta - cmoknąłem
ją w nos.
- Oj przestań - machnęła
ręką i zauważyłem jakby się zarumieniła. - Blondynka, długie
nogi, biust... - zaczęła wymieniać.
- Ja jestem oczarowany
tobą, a nie jakąś młoda siksą.
- Ta młoda siksa, jak to
ująłeś, zajmuje się teraz twoją córką, a jakby to usłyszała
to złamałbyś jej to małoletnie serduszko, bo ewidentnie na ciebie
leci - zaśmiała się i wytknęła mi palcem w tors.
- A to moja wina, że tak
działam na kobiety? - zaśmiałem się.
- Tak, bo... - zacięła
się. - Dobra, nic!
- No mów!
- Powiedziałam, że nic!
- No, ale Roxi, no! -
próbowałem ją przekonać, aby mi powiedziała.
- Nie - pokręciła głową,
przygryzając dolną wargę.
- A może powiesz mi
wieczorem? - wyszeptałem jej do ucha.
- Ale i tak się nie
dowiesz - zachichotała.
- Czyli się zobaczymy?
- Możemy, ale nie licz na
to, że dokończę mówić to co niefortunnie zaczęłam -
przymrużyła powieki.
- Ale może zaczniesz coś
nowego - wyszczerzyłem się.
- A co byś chciał
usłyszeć, co? - spojrzała na mnie wyczekująco.
- Dużo, bardzo dużo
rzeczy - mruknąłem zmysłowo.
- Spadaj, Villa - zaśmiała
się i lekko mnie odepchnęła.
- W nocy będziesz mówiła
co innego - puściłem do niej oczko.
- Bo zaraz się rozmyślę
- pogroziła mi palcem, po woli oddalając się w kierunku wyjścia z
kuchni.
- Nie, nie! Nie chce tego.
- Coś ty taki napalony? -
wyszczerzyła się.
- A dziwisz się? Tak
dawno cię nie miałem.
- A co, ja jedyna? -
śmiała się. - Blondi z chęcią by ci pomogła - wyszczerzyła
się.
- Ale ja chcę ciebie!
- Dobra, już dobra! - uniosła
ręce. - Do zobaczenia!
- Odezwę się! -
krzyknąłem jeszcze. Nie usłyszałem już odpowiedzi, tylko dźwięk,
zamykających się drzwi. Uśmiechnąłem się pod nosem, chociaż
sam nie wiem dlaczego. Dopiłem swoją kawę do końca i odstawiłem
kubek do zlewu. Ruszyłem w kierunku salonu, gdzie była moja córka
oraz jej opiekunka, która jak zauważyła Roxi, świeciła czym
można było. Była zazdrosna, ja to widziałem.
Stanęłam przed wejściem
do klatki schodowej i wyjęłam klucze do drzwi z torebki. Jorge sam
mi je dał, nawet nie musiałem go o to prosić. Dostałam się do
środka i wyszłam na trecie piętro, pod drzwi z numerem szóstym.
Przypadek, że Koke kupił mieszkanie z numerkiem identycznym z tym
na jego koszulce? Nie sądzę. Trzeba być nim, no ale to już
nieważne.
- Jestem! - zawołałam od
progu i rozejrzałam się. W dużym pomieszczeniu stały już meble,
sofa, stolik i oczywiście telewizor, w kuchni też były już meble.
Mówił, że rano była ekipa ze sklepu meblowego i mieli wszystko
montować. Zajrzałam do pierwszego pomieszczenia i okazała się to
być łazienka, już wykończona, ale była już w takim stanie gdy
kupił mieszkanie. Drugi pokój był kompletnie pusty, a w trzecim
dopiero odnalazłam przyjaciela. Miała to być zapewne jego
sypialnia, ponieważ jak na razie stało tu duże łóżko i ogromna
szafa, przed którą stał. Wokoło niego było pełno toreb i pudeł
z jego ubraniami i rzeczami. On sam, ze słuchawkami na uszach
układał ciuchy w szafie. Nie cierpiał tego, ale teraz był
przymuszony. W domu robiła to za niego matka, a gdy czasem w
dzieciństwie chciał się jej pokazać, że potrafi - dzwonił do
mnie, po cichu to za niego robiłam, a on mi płacił. Zawsze coś.
Podeszłam do niego i wyjęłam mu słuchawki z uszu.
- O, Roxi! - ucieszył
się. - Nie słyszałem jak wchodziłaś, wybacz.
- Na szczęście, że
dałeś mi te klucze, bo inaczej pewnie bym stała na dole i się
dobijała - zaśmiałam się i wskazałam na słuchawki. - Może
pomóc? - spytałam, widząc w jakim stanie są ubrania które są
już w szafie. Nie były poskładane, a zwinięte w rulonik i
wrzucone do środka.
- Jakbyś mogła - zaśmiał
się. - Chcesz kawy? Na razie tylko nią dysponuje.
- Nie pogardzę -
uśmiechnęłam się i zaczęłam poprawiać po nim robotę, a on
wyszedł zrobić kawę. Wrócił po chwili z dwoma kubkami. Położył
je na parapecie i zaczął mi podawać ubrania.
- Roxane, mogę o coś
zapytać? - odezwał się po chwili niepewnie.
- Co tam? - spojrzałam na
niego.
- Ty się z kimś
spotykasz od dłuższego czasu - zaczął mi się przyglądać. - I
nic mi o tym nie mówisz.
- Koke, to nie było
pytanie. Wiem, że miałeś marne oceny w szkole, no ale... -
powiedziałam po chwili.
- Oj, noo - zajęczał. -
Cierpliwie czekałem aż mi sama powiesz, ale widzę, że na marne.
To naprawdę widać i nie wmówisz mi, że nie.
- A nawet jeżeli, to co?
- spojrzałam na niego.
- No nic, cieszy mnie to -
uśmiechnął się szeroko. - Przyprowadź go na sylwestra!
- Jeszcze co?! - jęknęłam.
- Ciesz się, że przynajmniej ci się do tego przyznałam!
- No, Roxi! - zrobił
błagalną minkę. - Chcę go poznać! - zawył. Oj Koke, ty go
przecież dobrze znasz... I też jest zaproszony!
- Okej, powiedzmy, że tak
będzie i co? Coś za coś, mój drogi - wyszczerzyłam się.
- To znaczy?
- Ja przyprowadzę faceta,
z którym się spotykam, a ty wyznasz w końcu Selenie co do niej
czujesz - skrzyżowałam ręce na piersiach. - Może być taki
układ?
- Jasne - mruknął pod
nosem. - Łatwo ci powiedzieć.
- Na początku trudno było
ci się do tego przyznać, potem gdy była z Lucasem to odstawiałeś
sceny, a teraz gdy znów jest sama, robisz z siebie wstydliwego! Już
dawno powinieneś jej to powiedzieć.
- Nie mogę - jęknął.
- Koke, do ciebie
przyjechałam prosto od faceta z którym się spotykam, wieczorem też
będę go widzieć, a ty nadal nie wiesz kim on jest - powiedziałam
jakby nigdy nic, składając kolejny jego T-shirt.
- To jest szantaż
psychiczny, wiesz?
- Powiedziałam, coś za
coś - zachichotałam.
- W takim razie okej -
wypuścił z płuc powietrze. - Niech ci będzie. Ty przyprowadzasz
swojego księcia, a ja mówię wtedy o wszystkim Selenie, pasuje?
- Jak najbardziej -
cmoknęłam go w policzek i kontynuowałam składanie jego rzeczy.
Muszę uprzedzić Villę, że Koke też będzie wtajemniczony w to
wszystko... Chyba jestem na to gotowa, ale robię to tylko by ten
ciołek przyznał się w końcu Selenie!
__
To się nazywa "idealne wyczucie"! Nawet nie wiedziałam, że wyjdzie mi dodanie tego rozdziału w okresie pomiędzy świętami i Nowym Rokiem, bo opowiadanie jest już napisane w całości :)
Rozdział będzie miał dedykację dla osoby, która się o niego upominała - Kopciuszku <3
Nie pozostaje mi życzyć Wam niczego innego jak udanej zabawy sylwestrowej i Szczęśliwego Nowego Roku :)
Mała, blond siksa. Padłam! :3
OdpowiedzUsuńNie wiem czy się cieszyć, że Roxi nie jest w ciąży, bo jednak chciałam, żeby były małe Davidziątka ;c
Koke znów odpierdziela sceny. Ja mam nadzieję, że powie Sel wszystko. I czy Roxi powie mu, że 'spotyka się' z Villą. Chcę zobaczyć jego minę jak się o tym dowie!
To czekam na następny i pozdawiam! :3
PS Tak, to masz napisane, a ja wciąż czekam na Aarona! -,-'
Chyba lepiej by było, gdyby Roxi jednak była w tej ciąży, no bo jak tu się nie cieszyć z małych Davidziątek XD Ale przynajmniej znowu się spotkali XD Koke, kocham go, ale zaczyna mnie już wkurzać, musi się w końcu przyznać. Coś mi się wydaje, że ta zabawa sylwestrowa będzie baaaardzo, baaaardzo ciekawa XDD
OdpowiedzUsuńŚlicznie dziękuję za dodanie rozdziału i oczywiście za dedykację :3
Pozdrawiam serdecznie :*
uwielbiam to opowiadanie!!! Zaglądam tu od dawna, ale dopiero teraz piszę- jesteś GENIALNA ! <3
OdpowiedzUsuńHania
jestem ciekawa reakcji Koke :)
OdpowiedzUsuń