U rodziny, której mieszkałam czułam się jak w domu. Nawet właściciel motelu śmiał się, że zaczyna traktować mnie jak przybraną córkę i pytał czy ma mi zacząć szukać odpowiedniego kandydata na męża. Oczywiście, również w żartach, podziękowałam. Rani, o której już wcześniej wspominałam, od razu domyśliła się o co chodzi, że mam kolejny problem z facetem. Traktowałam ją jak przyjaciółkę, której mogłam zaufać, przez co zebrałam do kolekcji kolejną osobę, która skrzeczała mi nad uchem o pogodzeniu się z Davidem.
Wiedziałam, że w Madrycie wszystko po woli zaczynało się układać. Atletico wygrało ligę, Selena poznała piłkarza Realu, z którym jest już od miesiąca, a Koke zszedł się z dziewczyną, która kochała się w nim w szkole średniej. Selena już od dawna mówiła mi o chłopaku, w którym jest zauroczona po same uczy, ale nie wspominała, że gra on dla Królewskich. Podobno ojciec, gdy się dowiedział, że jej nowym facetem jest Isco, zrobił się cały czerwony, usiadł, ale próbując zachować spokój, powiedział Selenie, że najważniejsze dla niego jest jej szczęście. Wybuchł dopiero podczas rozmowy ze mną przez telefon. Jednak po woli zaczyna się do tego przyzwyczajać.
Szczerze? Byłam trochę zazdrosna o to ich szczęście, bo mi nic nigdy nie chciało wychodzić.
Do Madrytu wróciłam dokładnie 24 maja, w dzień finału Ligi Mistrzów. Złamałam się przez jedną małą dziewczynkę i jej mamę, które dotarły do mnie przez Skype. Tak, to była Zaida z Patricią. Mała bardzo prosiła mnie bym wróciła, bo bardzo tęskni i jej tata już tak często się nie uśmiecha, odkąd wyjechałam. Gdy zasnęła, rozmawiałam długo z Pati, która opowiadała, o tym, że David dosyć ciężko radził sobie z moim wyjazdem i nigdy nie przestał o mnie myśleć. I co miałam zrobić? Przez tą rozmowę nie spałam i nic nie jadłam przez dwa dni, wracając myślami do Villi. Rani mnie spakowała i siłą wpakowała do samolotu, a ja układałam sobie w głowie to co mam zrobić.
Gdy byłam już na miejscu, skontaktowałam się z Gonzalez, która zaplanowała dla mnie wszystko od A do Z. Miało być idealnie. Miałam rozmówić się z Villą. Wiedziałam, że muszę przeprosić za to, że wyjechałam, że ignorowałam jego telefony i każdą wiadomość. Byłam kretynką. Kocham go i wiem, że będzie mi ciężej, jeżeli mu o tym nie powiem.
Zostawiłam wszystkie walizki w domu ojca, wzięłam najmniejszą torbę z kilkoma rzeczami i z powrotem pognałam na lotnisko. Lizbona czekała. Nieświadomy niczego David czekał.
Byłam taka szczęśliwa, bo mecz się kończył, a nasza drużyna wygrywała. Razem z Zaidą i Pati, z którymi siedziałam, śpiewałyśmy z resztą kibiców Atletico, ale do czasu... Myślałam, że rozniesie mnie od środka, gdy w 93 minucie Ramos wyrównał wynik. Potem już tylko dogrywka, w której marzenie o tytułu Mistrza oddalało się coraz bardziej. Mecz ostatecznie zakończył się wynikiem 4:1 dla Realu Madryt.
Po odebraniu medali, widziałam jak Selena pobiegła prosto do Isco, by pogratulować wygranej jego drużyny. Wtedy też Zaida pociągnęła mnie za sobą na boisko, w część, gdzie stali piłkarze w biało-czerwonych koszulkach. Pierwsza pobiegła do Villi i wskoczyła mu w ramiona.
- Tatusiu, wygrałeś! - Mocno się w niego wtuliła.
- Ale Zaida, my nie... - mówił lekko zdziwiony reakcją swojej córki.
- Wygrałeś - powtórzyła i wskazała na mnie, stojącą kawałek dalej. Miałam z nim rozmawiać, ale czułam jak mięknął mi nogi. Chciałam uciec, ale.. Nie mogę zrobić tego drugi raz. Guaje odstawił ją na murawę i poprosił by poczekała z wujkiem Juanem i małym Olim. Szedł w moją stronę, a ja zaczęłam wewnątrz panikować. Zatrzymał się przede mną i ciągle wpatrywał. Nie wiedziałam jak mam to interpretować. Jest zły, zaraz zacznie się kłótnia czy może... Przyciągnął mnie do siebie i mocno przytulił.
- Nigdy więcej tego nie rób, dobrze? - zapytał, a ja pokiwałam głową.
- Kocham cię, David - wyszeptałam i usłyszałam jego cichy śmiech.
- Wiem o tym - dodał, a ja zmierzyłam go wzrokiem. Znów się uśmiechnął i ucałował mnie w czoło.
Było chłodno, ale cała moja rodzina uparła się na spacer. W ciepłych kurtkach, czapkach, szalikach i rękawiczkach wyszliśmy z naszego domu. Brakowało mi hiszpańskiej pogody i tego ciepła, ale mam przy sobie moją rodzinę, więc ta tęsknota nie jest aż tak ogromna. Od kilku lat mieszkamy w Nowym Jorku, gdzie przeniosłem się po zakończeniu kariery reprezentacyjnej. Z Atletico też nie przedłużyłem umowy i to wcale nie miało nic wspólnego z moją relacją z córką prezesa tego klubu. Oboje tak postanowiliśmy. Chcieliśmy zacząć od nowa, w nowym miejscu.
Objąłem w pasie moją Roxane, która wtuliła się w moje ramię i tak po woli szliśmy chodnikiem tuż za Zaidą, która trzymała za rączkę swojego dwuipółletniego braciszka. Pamiętam jak na początku Roxi była przeciwna posiadania dziecka ze mną, ale to wszystko przyszło z czasem. Była taka szczęśliwa gdy okazało się, że będziemy mieli synka. Ja z resztą też byłem bardzo zadowolony i dumny. Po tamtym pamiętnym finale sam miałem lecieć do tych całych Indii i jej szukać, ale ona sama zdecydowała się wrócić, co było dla mnie olbrzymią niespodzianką. Nie musiałem się pięć razy zastanawiać czy jej wybaczyć, czy ona mi wybaczy. Po prostu nie wyobrażałem sobie życia bez niej. Już wtedy w tym sklepie, przed imprezą w moim domu wiedziałem, że jeszcze kiedyś ją spotkam, że ta kobieta jest wyjątkowa. Urodziła mi wspaniałego syna, a pół roku temu odbył się nasz ślub. Jej ojciec mnie lubi, moi rodzice ją uwielbiają.
- Tata! - usłyszeliśmy pisk Luki, który palcem wskazywał na duży bilbord przed nami, na którym razem z kilkoma kolegami reklamowaliśmy nasz klub. Zawsze tak reagował, gdy mnie widział na jakimś zdjęciu. Zabrałem go na ręce, a Zaida zrównała krok z nami. Było pięknie.
___
Tak jak można było się domyślić, ten krótki rozdział był również epilogiem tego opowiadania. Wszystko skończyło się happy endem, pięknie i słodko :)
Choć komentarzy pod rozdziałami było niewiele, to i tak dziękuję ;)
Z tym blogiem się rozstaję, ale jeszcze dziś zacznę coś tutaj <klik>. Od razu zapraszam :)
Całuję i pozdrawiam, Coppernicana ;*
Tak mi smutno,że to już koniec, bo było to jedno z najlepszych opowiadań jakie czytałam ,a było tego bardzo dużo!
OdpowiedzUsuńCieszę się,że wszystko skończyło się szczęśliwie i urodził im się mały Villa *_*
Do zobaczenia w kolejnym blogu :)
Jakie kochane zakończenie, strasznie się cieszę, że Roxi w końcu zdecydowała się wrócić. Ja, chociaż jestem uparta, zapewne złamałabym się po jednym dniu. Nie ukrywam, będę tęsknić za tym opowiadaniem, cieszę się, że zaczynasz coś nowego.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :*
Jak zawsze wspaniałe opowiadanie! Będzie mi go brakować :(
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;*
innego zakończenia nie mogło być :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Roxi zdecydowała się powrócić z Indii i wszystko zakończyło się happy endem :)
OdpowiedzUsuńInnego zakończenia być nie mogło!
OdpowiedzUsuńKocham ten epilog!
Wszyscy są szczęśliwi a o to chyba chodzi! :*
Wspaniały rozdział! <33
Czekam na nowe opowiadanie!
Pozdrawiam!
Jeden z najlepszych blogów, jaki czytałam. <3
OdpowiedzUsuń